Czołem grupo. Wykład z ciąży pozamacicznej pamiętajo? Krótko w temacie, zarodkowi zdarza się zgubić po drodze do macicy z jajnika, i rozwinąć w wyjątkowo kijowych miejscach. Ale z tego zagubienia wynikają rzeczy o wiele drastyczniejsze niż wasz copiątkowy zygzak po drodze, zwanej życiem. Do pubu. Optymistycznie, jest mnóstwo płaczu, pesymistycznie krwi. Bo jeśli jedna z osób zaangażowanych jest w stanie płakać, udało się praktycznie tak dobrze, jak się dało. Może być gorzej. Albo o wiele, wiele dziwaczniej.
Kto chciałby sobie zrobić golema?
Tak, to właśnie powiedziałem, nie każcie mi powtarzać.
Tak, to właśnie powiedziałem, nie każcie mi powtarzać.
Na waszą trzydziestkę, dziesiątka
doskonale udała zaciekawienie; piątka wymieniła bardzo oryginalnymi żarcikami
ze Świata Wojennegorzemiosła, czy innych Herosów Mocymagiiizawodówpokrewnych;
szóstka ledwie podniosła powieki; ósemka nie ma pojęcia o czym mówię, a pan
Zagłoba wsadził kartkę z zeszytu do ust i wymachuje rękami jak potwór
Frankensteina, próbując zaimponować koleżankom znajomością praskiej tradycji
żydowskiej. Nie uda się panu, ale proszę się nie przejmować, sam nie rozumiem,
czemu płeć przeciwna nie poszukuje tego typu wiedzy u partnerów seksualnych. Bo
historia, kochani idzie tak…
Jakoś tak XVI wiek. Praga.
Mniejszości żydowskie robią to samo, co robią od zawsze, czyli są prześladowane.
Za to co zwykle, ale przykrywką tym razem są praktyki okultystyczne. Pewien
rabin postanawia stworzyć i ożywić istotę, która będzie bronić jego i okoliczną
semicką społeczność. Lepi więc z gliny
posąg człowieka i wkłada mu do ust papier z wypisanymi słowami z Pisma, które czynią
zeń istotę żywą, choć niezdolną do działań innych, niż polecone. Po czym pewnie
kontynuuje oburzanie się na zasadzie „My dobrodzieju? Okultyzm? A broń nas
panie Boże. Mosze, do nogi! Wybaczcie dobrodzieju, to tylko moja sterta gliny
powołana do życia. Jaki okultyzm, kto dobrodziejowi takich głupot nagadał?”.
Ech, Żydzi.
Tycia reprodukcja praskiego golema, kce taką. via https://en.wikipedia.org/wiki/Golem |
W każdym razie, następnym razem,
gdy będziecie marnować swoje życia przed ekranem, ratując księżniczki przed tymi złowróżbnymi
sylwetkami, możecie szybko sprawdzić, czy przynajmniej obrzezane są poprawnie.
Po co w ogóle wam o tym mówię, na seminarce poświęconej bardzo specyficznej patologii rozrodu?
Częściowo dlatego, że niezmiennie łudzę się, że ktoś to uzna za atrakcyjne.
Wiedzę, nie obrzezanie.
Częściowo dlatego, że może się zdarzyć. Tylko nie specjalnie, a przypadkiem.
Częściowo dlatego, że może się zdarzyć. Tylko nie specjalnie, a przypadkiem.
Nie rabinowi a kobiecie w ciąży.
Nie w kilka miesięcy, a nawet
po połowie wieku.
Nie z gliny, a soli wapnia.
Nie w żydowskiej kamienicy, a
w skomplikowanym mechanizmie, jakim jest kobiece ciało.
Nie ożywiony, a niestety martwy
tak jak tylko się da.
Także generalnie te dwa tematy
nie mają ze sobą nic wspólnego. Do rzeczy.
Była sobie Marokanka w latach 50.
XX wieku, także nawet czas się nie zgadza. Zahra Aboutalib (Whatcha thinkin’
‘bout? Y’know, Aboutalibs&stuff…). Była sobie w ciąży. I to późnej.
Jako że mieszkała w niewielkiej wiosce, a poród naturalny jakoś nie chciał się
udać , w związku z kure… bardzo silnymi bólami, została przetransportowana do
szpitala. Tam zapisano ją na cesarkę. Pech chciał, że podczas jej pobytu, na
jej oczach, inna kobieta zmarła podczas porodu (czy raczej po porodzie,
podejrzewam tu drobne medialne podkolorowanie). Właśnie dlatego odbieramy
porody na oddzielnych salach, moi drodzy, żeby nie spieprzyć przy dwóch pacjentkach naraz. Reakcja?
Panika, i ucieczka ze szpitala. Prawdę mówiąc, nie mam nic oprócz podziwu dla
kobiety, która będąc w dziewiątym miesiącu ciąży, bolejąc jak cholera jest w stanie zwyczajnie
zwiać. Afryka rodzi twardzieli. Przez kilka dni, bóle trwały, ale gówniarz
jak nie chciał wyjść, tak nie chciał. Po
czym? Przestało boleć. A dzieciak przestał się ruszać.
BORZE IGLASTY I JEŻUSIE
KOLCZASTY, PŁÓD OBUMARŁ W JEJ MACICY- powinno być poprawną reakcją każdego
posiadającego minimalną choć wiedzę biologiczną i dystans do religijnych
wołaczy. Niestety, pamiętacie lokację? Mała wioska. Maroko. 1955. Na litość
boską, w tamtym czasie chyba nawet McDonald jeszcze tam nie dotarł, co dopiero
podstawowa edukacja. Z powodu jakiegoś szamańskiego mumbojumbo, pozostanie
dziecka w matce zostało uznane za korzystny znak. „Bobo będzie Cię chronić z
wnętrza Twego ciała”. Pomimo całej mojej przychylności dla religii, które nie
próbują urżnąć mi głowy, czasami stoją „nieco” w sprzeczności z logiką. No
trudno. Życie toczy się dalej.
Aż pewnego dnia bóle wracają. Bez
widocznej przyczyny, szamani nieco zmądrzeli, znajduje się lekarz, uznaje że to
pewnie jakiś guz, strzelmy ultrasonograf, coś tam siedzi, diabli wiedzą co,
strzelmy radiografię, coś zwapniałego, może szef zakładu, hehe, strzelmy MRI…
Cholera.
Dzieciak ciągle tam jest
Haczyk? Mamy rok 2001.
Dzień dobry, czy mają państwo chwilę, by porozmawiać o naszym panie i zbawcy, węglanie wapnia? |
MAMY 46 LAT PÓŹNIEJ, a ten
dzieciak nie dość, że nie wyprowadził się jeszcze od rodziców, zalega w jamie
brzusznej. Trudno wyimaginować sobie sytuację, w której synek aż tak się nie
udaje. Chyba tylko zostanie Brony’m. Tfu.
Z dwojga złego wolałbym chyba
lithopedion.
Bo tym właśnie jest nasz
Aboutalib junior. Kamiennym dzieckiem, lithopedionem, płodem, który uległszy
obumarciu wewnątrz organizmu, został pokryty solami wapnia, co jest jednym z organizmowych trików na odcięcie martwiczej, obcej tkanki od zdrowej, matczynej. Płód nie
dotarł do macicy z jajnika, zatrzymał się w jajowodzie i jakimś cudem wydostał
z niego do jamy brzucha nie wykrwawiając matki na śmierć. Gravitas ex terna,
kochani, ciąża pozamaciczna. Skurczybyk zaradnie połączył ukrwienie łożyska z
organami jamy brzusznej, dożył więc czasu swojego porodu.
„To czemu nie wyszedł”? Kpi sobie
pani? Z jamy brzusznej? Gdyby była otwarta na środowisko zewnętrzne, uległaby
wszystkim możliwym zakażeniom szybciej, niż zdołałaby pani powiedzieć
„karbamoilotransferaza asparaginianowa”. Dlatego też zresztą, takie zakażenia trafiają się z taką częstotliwością jamie ustnej, górnym drogom oddechowym i pochwie. I nie, nie zapamiętałem niczego więcej
z całej biochemii. Nie musicie pytać.
Warstwa soli wapnia nie jest wyjątkowo
gruba. Ale z czasem dochodzą kolejne. Warstwa po warstwie. Kinder niespodzianka
staje się w końcu litą kulą Kinder kamienia. Stwardniałą, płodokształtną
figurką, z zarysem organów wewnętrznych. To powolny proces, prawdopodobnie
trzeba kilku lat, żeby martwicza tkanka została całkowicie zastąpiona martwą
chemią.
46?
Powinno wystarczyć. Gratuluję.
46?
Powinno wystarczyć. Gratuluję.
Zrobili sobie państwo golema.
To nie pojedynczy przypadek,
jasna sprawa. Obecnie opisane jest ich około 300. Plus minus, bo opieramy się też na źródłach sprzed kilkuset lat. Ba, jednego znaleziono nawet przy okazji wykopalisk, ponoć z 1100 p.n.e.
Nie zdarzają się, jasna sprawa, na każdym rogu. Mądra statystyka informuje, że o ile ciąża w jamie brzusznej zdarza się w około jednym na 11 tysięcy przypadków, szansa, że stanie się lithopedionem to kolejne półtora procencika. A i tu nie każdy jest kamiennym dzieckiem per se, kalcyfikacji może ulec chociażby same łożysko. Innymi słowy, właściwie na pewno nie spotkacie nigdy żadnego. Na wasze szczęście, bo wolałbym nie być tym, który będzie musiał zaprezentować podobny wykład przed niedoszłą matką.
Rekordzistka przeżyła 65 lat, nim usunięto jej lithopedion, inna miała potem trójkę zdrowych darmozjadów. Po raz kolejny mówimy o patologii, która wygląda dramatycznie, ale- jak widać- można z nią żyć. Najpierw z zębami w jądrze, teraz kilkukilogramowym głazem w brzuchu. Pozostawiam do refleksji każdemu pseudomężczyźnie, którego na otarte rureczkami kolana rzuca byle przeziębienie. Człowiek. To cholera brzmi dumnie. Co nas nie zabije, zrobi nas anegdotą do szkolenia studentów po wieki.
Osteographia, or, The anatomy of the bones : in fifty-six plates, William Cheselden, XVIII w. Via http://ohsu-hca.blogspot.com/2015/06/history-of-medicine-collection.html |
Nie zdarzają się, jasna sprawa, na każdym rogu. Mądra statystyka informuje, że o ile ciąża w jamie brzusznej zdarza się w około jednym na 11 tysięcy przypadków, szansa, że stanie się lithopedionem to kolejne półtora procencika. A i tu nie każdy jest kamiennym dzieckiem per se, kalcyfikacji może ulec chociażby same łożysko. Innymi słowy, właściwie na pewno nie spotkacie nigdy żadnego. Na wasze szczęście, bo wolałbym nie być tym, który będzie musiał zaprezentować podobny wykład przed niedoszłą matką.
Rekordzistka przeżyła 65 lat, nim usunięto jej lithopedion, inna miała potem trójkę zdrowych darmozjadów. Po raz kolejny mówimy o patologii, która wygląda dramatycznie, ale- jak widać- można z nią żyć. Najpierw z zębami w jądrze, teraz kilkukilogramowym głazem w brzuchu. Pozostawiam do refleksji każdemu pseudomężczyźnie, którego na otarte rureczkami kolana rzuca byle przeziębienie. Człowiek. To cholera brzmi dumnie. Co nas nie zabije, zrobi nas anegdotą do szkolenia studentów po wieki.
Do domów. Wykład skończony.
/Kapucyn