14 lutego. Międzynarodowy dzień epileptyków, wspominania starych
błędów, opróżniania portfeli i silnych niezależnych kobiet spamujących
fb fotografiami butelek wódki i stwierdzeniami, że "im wcale nie
zależy". Znowu. Uwielbiam to
Miłości, jak powszechnie wiadomo, jest jak tych mrówków, ale zbiorowy symbol uparcie pozostaje jeden:
Pompa zalewowo tłocząca.
Cholera, to nie brzmi, próbuję jeszcze raz
Panie i Panowie: Worek mięśniowy
...
Eeeeech, ok, ladies&gentlemen: Serce
Tylko, cholera jasna, czemu?
Serce
jako symbol uczuć to dość dziwna sprawa. Symbolikę wielu rzeczy można
drążyć, aż dotrze się do oryginalnego twórcy- ot, Adam Mickiewicz
spojrzał kiedyś na niebieską zasłonę i uznał że to będzie smutek. Tyle.
Ale im głębiej wchodzimy w historię naszej ulubionej pompy jako symbolu
świadomości czy uczuć, tym bardziej dna nie ma. Hebrajska Biblia,
Egipska mitologia, chińska gramatyka, sanskryt, greccy filozofowie;
wszystkie (niezależnie, jak się wydaje) używają serca jako takiego
właśnie symbolu, przypuszczalnie dlatego, że mąż raniony poważnie w
serce, lub go pozbawiony ginął w trybie natychmiastowym.
Kobieta
jak wiemy, bez tego organu radzi sobie wcale dosko... Cholera. Tu mnie
macie. Ten symbolizm jest już zbyt głęboko zakorzeniony, bym był w
stanie ot tak oderwać się odeń, nawet na czas trwania jednego wpisu.
Bo
i czym go zastąpić? Mózgiem? Dopiero by mi się oberwało od Oficjalnej
Feministycznej Bojówki im. Kochanicy Szatana. Pójść za Galenem i za
pochodzenie pasji uznać wątrobę? Meh. Ta już ma i tak za wiele roboty.
Poza tym, nie oszukujmy się, "złamała mi mózg" brzmi zwyczajnie głupio.
Co równie istotne, co z sercem ma wspólnego "<3"? Serduszko, jakie wszyscy znamy, kardioida, "(x^2+y^2-1)^3=x^2y^3"?
Poważnie.
"By przekazać, że wywołujesz wydzielanie hormonów w moich nadnerczach,
ofiarowuję tobie symbol serca, który bardziej przypomina pośladki". Na
liście skutecznych podrywów pewnie gdzieś koło "Hej mała, to Twój
kasztan?"
Historię ma nieco współcześniejszą (tak, to jest słowo),
i nieco bardziej standardową, niż jego realistyczny odpowiednik:
Niejaki Francesco Banberino ok. 1320 uznaje "tak przedstawię serce". I
tak przedstawia serce. Nieskażonym niczym, monokolorowy czerwony świstek
to już wiek XV na kartach do gry.
Serducho na strzale Erosa/Amora
to swoją drogą wynalazek barokowy, mitologie nie wspominają w co mały
gnojek ustrzeliwał swe ofiary, strzała w serce jako symbol zakochania to
już pomysł chrześcijan (którzy zresztą umiłowali sobie tzw. Sacredheart jako symbol męki Chrystusa. Spróbujcie mi wmówić, że to Thor zapewnia swoim wyznawcom najzajebistsze symbole)
W historii i kulturze tkwimy już po pachy, a jeszcze parę fajnych patologii się znajdzie, więc krótko w temacie...
XIXw.- Początek stosowania symbolu serca na kartkach z okazji 14lutego
1977- pierwszy projekt I<3NY uznany za pierwsze użycie serducha jako bezpośredniego zastąpienia słowa "love"
1986-
pierwsze użycie serduszka dla oznaczenia symbolu "życia" postaci w grze-
oryginalna "Legend of Zelda". Super, nie? Tylko dla mnie? Poważnie?
Żartujecie, naprawdę tylko mnie to jara?
Ale tak serio?
Dobra,
dobra, część z was już pewnie od kilku akapitów sprawdza nerwowo, czy
post chytrze nie przekierowuje na jakąś Frondę, czy inny tygodnik
Niedzielny (A Zelda ze swym blondwłosym przykurczem-wybawcą nie trafili
do kotła przypadkiem), kończymy więc stricte medycznie: Patologicznie.
I
nie, nie w ten sposób, o sercu; chcecie o patologicznej miłości,
wybierzcie się do kina, grają tam coś dla was z pięćdziesiąt razy na dobę, we wszystkich odcieniach
1. Zespół takotsubo a.k.a. Syndrom złamanego serca.
Widzę jak wychylacie na krześle rządni kolorowych opisów pękających
ścian i szalonych piknięć EKG ale... ech. Nic faktycznie nie pęka. Dużo
niewydolności, sporo trzepotania, śmiertelność niewielka. Czyni to
chorobę smutną, ale nie przesadnie interesującą.
Poza drobnym szczegółem, który nie jest ani drobny, ani nie jest szczegółem per se: kliniczna nazwa to kardiomiopatia (czyli generalne spieprzenie mięśnia sercowego) STRESOGENNA. Tak, tak, zaburzenia związane z zespołem takotsubo są silnie powiązane z pozostawaniem pod wpływem silnego stresu.
Istnieje
więc prawdopodobieństwo, że ktoś może faktycznie, fizjologicznie złamać
wam serce! I możecie mu to wypominać! Mając notkę od lekarza! How
awsome is that?! Tzn. po tym jak wyjdziecie ze szpitala. A dwa-trzy
tygodnie winniście poleżeć...
2. Zespół WPW.
Gdyby jakiś mój znajomy, dowiedziawszy się na jakich jestem studiach,
zapytał kiedyś "hej stary, jaka jest Twoja ulubiona patologia?", mógłbym
kwadransami rozwodzić się nad pięknem WPW. Niestety, musi ono ustąpić
klasycznemu "O spoko, słuchaj, coś mi tu wyskoczyło, a ty na drugim roku
pewnie już dawno wiesz jak to wyleczyć", a ja zaleczam kompleksy
rozpisując się w temacie w poście, który 9/10 czytających wyłączy
dotarłszy do pompy zalewowo tłoczącej. Ech. Pozwólcie mi zacząć jeszcze
raz
2' Zespół WPW, czyli Zespół Wolffa-Parkinsona-White'a-
polega na powstaniu dodatkowego węzła przekazującego impulsy między
przedsionkami a komorami (pęczek Kenta). Skurczybyk może być tak
skuteczny, że zastępuje węzeł przedsionkowo- komorowy i pęczek Hissa w
ich funkcji [jeśli nie studiujesz medycyny, albo nie przerobiłeś/łaś
jeszcze serca: Na
układ bodźco-przewodzący serca składają się węzeł
zatokowo-przedsionkowy, węzeł przedsionkowo komorowy i pęczek
przedsionkowo komorowy a.k.a. Hissa, umiejscowione w ścianie serca
[&połączenia między nimi]- to co musisz wiedzieć to fakt, że to
takie magiczne cosie, których zadaniem jest pobudzić przedsionki do
skurczu, a następnie w odpowiednim odstępie czasu przekazać tę
informację i wywołać skurcz komór]. Efekt? Przedwczesny
skurcz komór, nim przedsionki wprowadzą do nich całą krew->zaburzenie
rytmu serca-> cała masa problemów, przerostów i arytmii. Meh. Co w
nim więc takiego, że na sam widok skrótu oczy świecą mi się, jak
edynburskiemu studentowi na widok Żubrówki? Nazwa. Zespół WPW zwany jest
również zespołem przedwczesnego skurczu komór, lub Zespołem preekscytacji serca.
;_;
Po prostu piękne
Tak bardzo
Wszystkim
utożsamiającym się z moimi umiłowanymi patologiami życzę samych udanych
Walentynek do końca wszechświata. Po czym poznać udane Walentynki? Cóż,
zapewne bo braku czasu na spędzenie trzech godzin nad waszą rozrywką ;)
Ech
/Kapucyn
P.S. W poście
wykorzystałem przede wszystkim wiadomości z polskiej i angielskiej
wikipedii. Wiadomości o patologiach pochodzą z Anatomii Bochenka. Trochę
od siebie dodało też Choroby Rzadkie. Reszta to moja generalna fantazja i wiedza ze źródeł bliżej nieokreślonych
P.P.S. Po tym tekście zostało mi kilka dziwnych pomysłów, będę się nimi dzielił przez facebookową mezenchymę, gdzie generalnie ruch jest większy niż na blogspocie ;)
Przy okazji, dziękuję Najodleglejszemu za drobną korektę. Musiałem zrepostować wpis, więc jego komentarz się nie zachował :(
OdpowiedzUsuńhttps://www.facebook.com/themedicalstateofmind
OdpowiedzUsuń